piątek, 11 maja 2012

Pragnienie, a nic nie robienie.

OK, a co z trzecim rodzajem ludzi, którzy siedzą w domu, oglądają w telewizji jak inni zdobywają złote medale i są tak samo zadowoleni, bo żyją teraźniejszością? 
Jeśli niezależnie od sukcesu czy porażki odczuwamy szczęście, to czy mamy jakąkolwiek motywację, żeby w czymś się starać, a nawet w ogóle zaczynać to robić? 
Czy zapisałbyś się na tańce/siłownię/itd. gdyby nie miało to żadnego wpływu na Twoje przyszłe samopoczucie? 
Czy może miarą "świetności" życia jest tylko poziom szczęścia przez jak najdłuższy czas, a wymierne czy materialne sukcesy nie mają na tę "świetność" wpływu?

Owszem, nie mają. Tak naprawdę radość odczuwamy wtedy, gdy czujemy się obecni. To, kim jesteś, nie ma wpływu na poziom Twojego szczęścia - chyba, że samemu twierdzisz inaczej. Nie zrozum mnie źle. Nie zamierzam rezygnować z ambicji, bo moim zdaniem to głupota i marnowanie potencjału :) Oczywiście pieniądze i popularność nie są nam do szczęścia potrzebne, ale są miłym (nikt nie zaprzeczy) dodatkiem i po prostu żyje się prościej. Zobacz na buddystów zen - są szczęśliwi, choć nie jeżdżą ferrari, ale zapieprzają w polu. 

Tak naprawdę nie musisz sięgać gwiazd, by poczuć się szczęśliwym. Jest to przereklamowany i nieprawdziwy schemat. Szczęście to stan umysłu, a nie suma sukcesów. Przez nadawanie wszystkiemu wartości, ludziom po prostu pierdoli się we łbach. Manipulujemy swoim układem odniesienia i wcale nie rzadko coś źle określamy - nic dziwnego, że czujemy się źle. Czegoś szukający, głodni i szaleni - tak mówili o nas Indianie w czasach eksplorowania Ameryki. Niektórzy znajdą swój sposób na spokój i radość, inni nie. Zauważ, że jako dziecko nie możesz się obronić przed indoktrynacją. Jednakże teraz jesteś już wystarczająco dojrzały, by pracować nad sobą i się wyzwolić.

Wybieraj zatem. Albo oglądasz w domu olimpijczyka i czujesz się świetnie, bo jesteś bardzo obecny. Albo też walczysz z wiatrakami i szukasz wiatru w polu. Nie ważne, gdzie i kiedy, zawsze możesz doświadczać szczęścia, jeśli tylko jesteś świadomy Istnienia.

Poznałem przedwczoraj człowieka, który opowiadał mi, jak się czuje podczas jazdy motocyklem. Ten człowiek nie był w stanie zrozumieć tego, co powiedziałbym mu o Teraźniejszości, bo był bardzo skupiony na swoim umyśle i nawet mnie nie słuchał - za to ja go słuchałem. 

Okazało się, że gdy dłużej jedziesz motorem, powiedzmy godzinę, zaczynasz czuć się obecnym. Czas nie ma znaczenia, jesteś tylko Ty i otaczający Cię świat. Dodatkowo prędkość nie pozwala Ci myśleć o wszystkim, bo musisz się skoncentrować na prowadzeniu maszyny i ewentualnym podziwianiu widoków, jednocześnie. A koncentracja, jak już wcześniej powiedziałem, jest obecnością, czyli władaniem swoim umysłem.

Motocyklista nie rozumiał jednak, że nie tylko motor może dać mu takie szczęście i dlatego będzie jeździł nim do usranej śmierci. Ale ty już wiesz, że podobnie czujesz się skacząc ze spadochronu, na bungee, czy kiedy tylko jesteś obecny. Każdy szuka przepisu na życie. Każdy znajduje coś swojego lub szuka dalej. Każdy jest unikatowy i pospolity zarazem. Unikatowy, bo rozgląda się za czymś wyjątkowym dla siebie. Zwyczajny, bo tak naprawdę pragnie tego, co wszyscy - wyzwolenia. Rób więc, co chcesz, tylko przynajmniej skup się na tym odpowiednio. 

Zastanów się dobrze: czy naprawdę chcesz iść na skróty?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz